Przychodzi baba do lekarza… temat znany od wielu lat i historii na ten temat krążyło po świecie wiele. To może tym razem inny wątek:
Oczekiwania:
Przychodzi facet do biura nieruchomości:
– Dzień dobry, ja po mieszkanie, chcę kupić – rozsiada się dumny jak paw w fotelu – jakie Pani ma? Mam czas jutro od 12.00 żeby oglądać!
Gościowi starcza cierpliwości aby przyjąć na twarz maksymalnie jedno pytanie kontrolne:
“- A jakiego mieszkania Pan szuka?”
I tu zaczyna się monolog: a że tyle pokoi, a że garaż, a że właściwie to całe miasto, a że widok, a że tramwaj, a że słońce itp… I czeka… przecież resztę powinnam już wyczytać z jego wzroku, pozycji w fotelu i metafizyki. Gość czeka aż jednym kliknięciem na klawiaturze z promiennym śmiechem uruchomię drukowanie harmonogramu jutrzejszej wycieczki mieszkanio-znawczej. Dla gościa oczywiste jest, że jak już biuro nieruchomości, to:
- opowiem mu teraz o wszystkich mieszkaniach na świecie wystawionych teraz na sprzedaż, ale tylko tych, które go interesują,
- będę wiedziała co gość już widział sam a czego jeszcze nie widział i przecież nie będę mu pokazywała mieszkań, które już widział, bo to co widział powinno być dla mnie oczywiste,
- wręcz będę pokazywała tylko to, czego sam nie widział i czego sam nie znajdzie nigdzie choćby przeczytał cały Internet,
- otworzę sejf z milionem pięćset sto dziewięćset kluczami do mieszkań w całym mieście i już jutro płynnie przewiozę go z miejsca na miejsce
Rzeczywistość:
Wersja dla Klientów:
Może się zdarzyć, że tu i teraz w ofercie biura do którego trafił gość nie ma ŻADNEJ oferty, która spełnia jego kryteria i którą może mu agent zaproponować w ciągu kilku minut posiedzenia klienta w fotelu biurowym. Na dobrą sprawę, jeśli po jednym zdaniu wypowiedzianym przez klienta “szukam mieszkania – co Pani ma?” pośrednik nerwowo zagląda do komputera, telefonu, na witrynę do segregatorów itp to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością mogę stwierdzić, że te kilka minut czekania na “pokażę co mam, a nuż się spodoba” już jest stratą czasu obu uczestników tego spotkania. Zaskoczony? Ja kiedyś byłam, tak jak pewnie Ty jesteś teraz – dopóki byłam po stronie klienta przychodzącego do biura nieruchomości.
Biuro nieruchomości – to nie sklep z nieruchomościami, gdzie każdy pośrednik ma klucze do wszystkich mieszkań,domów, bram i fabryk świata – biznes dorabiania kluczy miałyby używanie 😉 A z drugiej strony pomysł “pójdę do biura nieruchomości, zapytam o mieszkanie” jest najlepszym pomysłem, jaki może się Klientowi zdarzyć. Sprzeczność? Otóż nie.
Co może Klient poszukujący mieszkania załatwić w biurze nieruchomości?
Skoro nie jest to sklep z nieruchomościami, o czym już było przed chwilą, to co to jest? Otóż jest to miejsce, gdzie klient wybiera pośrednika! Pośrednik oferuje całego siebie z dorobkiem wiedzy, doświadczeń, informacji, z tym co nazywają smykałką, wyczuciem, empatią i umiejętnościami. Oferuje swoją USŁUGĘ wyszukania wymarzonego M, potem może i negocjowania, sprawdzenia stanu prawnego czy kupujesz bezpiecznie, wygaszenia niepokoju, nerwów i zwątpień, czy na pewno nic nie wyskoczy u notariusza, albo nie daj Boże “po”. Sprzedający bowiem pewnie wie co sprzedaje, a Ty musisz się dopiero dowiedzieć co kupujesz. Zrobi to za Ciebie on – pośrednik. To tak jak do lekarza idziesz po usługę leczenia, a do prawnika obsługę prawną. Ciekawe, czy lekarze słyszą „- dzień dobry, jedno zdrowie poproszę :)” a prawnicy „- dzień dobry, przyszedłem po jedną wygraną sprawę :)”. Usługa, starannie wykonana – słowo klucz.
Masz dość ślęczenia w necie całymi wieczorami, w pracy gdy szef nie widzi, w tramwaju, przy obiedzie i świątyni dumania? Masz dość telefonów, gdzie słyszysz “już nieaktualne”, “nie… to nie jest pierwsze piętro, to parter”, masz dość odkrywania, że przecież to jest kolejna oferta – cały czas tego samego mieszkania? A to dopiero szukanie oferty, potem prezentacje, podpisywanie w bramie na kolanie lub masce samochodu jakichś dokumentów przed zobaczeniem mieszkania, gdzie potem jedynie sam z sobą możesz prowadzić wewnętrzny dialog “które lepsze? czy ja czasem nie przepłacam? a czy ten kredyt w księdze wieczystej to zostanie czy nie? a czy ten dziadek co tam siedział w fotelu nie zostanie na wyposażeniu?” Z kim tu porównać i skonsultować oglądane mieszkania, skoro każde z nich do tej pory pokazywał inny pośrednik, w niektórych pośrednika nie było w ogóle tylko “właścicielowi chyba z oczy źle patrzy”. Przecież wydajesz kupę kasy albo bierzesz kredyt na kilkadziesiąt lat! To JEST poważna decyzja.
Zamiast nerwowo obdzwaniać wszystkie oferty świata, które sobie wygooglasz, zamiast w dyskomforcie biegać po mieszkaniach nie mogąc potem otwarcie skonsultować z jednym doradcą sprawdzanych na miejscu ofert… wyszukaj lepiej sprawdzonego człowieka od nieruchomości i tym zacznij swoją przygodę z nowym M. Zamiast przewijać kolejne, setne strony wyszukiwań mylących się już miniaturek zdjęć z podstawowymi parametrami…. zapytaj znajomych czy nie znają kogoś, komu można zaufać w branży nieruchomości, kogoś, kto na tym zęby zjadł, kto sprawdzi, doradzi, odradzi to, czego nie warto a przytaknie kiedy będzie ku temu stosowna okazja.
Przyjdź do biura i zapytaj “- Z kim mogę porozmawiać na temat poprowadzenia zakupu mieszkania?” I przy dobrym wyborze nieruchomościowego partnera – masz już wolne… Twój człowiek zrobi już to, co powinien aby oferty sprawdzone, aktualne, opisane, pewne – trafiły właśnie do Ciebie.
_________________
Wersja dla pośredników
Przychodzi gość do biura, a Ty jesteś w MLS! (A to już zupełnie inna bajka i to w dodatku a happy endem!)
photo: unsplash
flamastero
będzie dalszy ciąg tej historii? o MLSie?