– Kochanie, zgłosiłem nasze mieszkanie do sprzedaży! –obwieścił Tomek wracając do domu
– Już? ! Przecież przeprowadzamy się do Warszawy dopiero za pół roku!
– No już, już, a kiedy? Przecież chwilę to potrwa, choć powiem Ci, że ta agencja, z którą rozmawiałem, ta za rogiem wydaje się bardzo zaangażowana. My i tak mamy ręce pełne roboty, a to sporo zachodu jest z taką sprzedażą.
– Jasne, nie czepiam się. Bardzo dobrze. Skoro tacy są obiecujący. Dobrze, że jedna osoba się tym zajmie.
– Nie, no coś Ty! Żadnej wyłączności!
– Mówili, że nie mogą wtedy podać wszystkich danych, że niby bałagan, ale musza dać radę! – kontynuuje Tomek – A my przecież możemy zawsze sami sprzedać.
– Sami? Sam mówiłeś przed chwilą, że nie mamy na to czasu.
– No wiesz, ale ostatnio na imprezie mówiliśmy, że będziemy sprzedawać mieszkanie – może ktoś ze znajomych kupi 🙂
– Tak, jasne, już widzę ten sznur chętnych 😉 – przecież wszyscy znajomi dopiero co gdzieś się przeprowadzali.
– No dobra, a sąsiadka Twojej mamy ostatnio mówiła, że jej wnuk będzie na studia szedł – może będą woleli kupić mu mieszkanie zamiast wynajmować?
– Aha! I babcia z renty kupi wnusiowi nasze 75m2 w nowym budownictwie 😉
– Oj Anka, teraz to już się czepiasz. No w każdym razie, nigdy nie wiesz, czy ktoś z naszych kontaktów nie kupi.
– To po co angażowałeś agencję? 😉
– Oby to jedną! Oprócz tej najbliższej jeszcze rozmawiałem z tą agentką, która ostatnio sprzedawała mieszkanie kumplowi w pracy i jeszcze tę znajomą Twojej szefowej, której wizytówkę ostatnio przyniosłaś i pamiętasz tego kolesia, który nam sprzedawał to mieszkanie? On też już to ma w swojej ofercie. I…
– Yyy… już rób jak chcesz… – ze zwątpieniem w głosie podsumowała Anka
– Kotku… to dla naszego dobra – zwiększymy zasięg, agenci będą się starać jak poczują oddech konkurencji na plecach. Zobaczysz, przyspieszymy akcję! 🙂 – zapewnił węsząc tryumf Tomek
…
[kilka tygodni później, wieczór…]
– Tomuś… choć trochę się zaangażuj, bo mi już ręce opadają.
– A nad czym Ty ślęczysz już kolejny wieczór?
– A nad wyszukaniem dla nas nowego gniazdka w Wawie.
– No a w czym problem? 3 pokoje, nowe budownictwo, garaż, przy metrze, budżet znasz – więc?
– Ja już pasuję – Ty sam szukaj, ja idę pod kołdrę poczytać.
– Nie ma sprawy – zajmę się tym – rano będziesz miała kilka linków wartych obejrzenia na miejscu! – podjął wyzwanie Tomek
…
[rano…]
– Tomuś, jak wieczorne poszukiwania?
– Nie denerwuj mnie! Siedziałem do 3.00 nad ranem – stron do obejrzenia kilkadziesiąt, każda jeszcze do tego po tyle ofert, myślisz, że to takie hop siup. Jak już mamy wydać taką kasę to trzeba poprzeglądać wszystko. O 2.00 się zorientowałem, że kilka linków, które Ci wysłałem dotyczy tego samego mieszkania – zorientowałem się po fotelu, który był ten sam, choć kolory na ścianach inne i chyba w międzyczasie był remont. Zapowiadało się super, a tu nagle syf wszędzie i kot leżący na wykładzinie, przecież mam alergię! – jakoś mnie zniechęciło i cały wieczór zmarnowany! Poza tym pomyślałam, że skoro tyle biur sprzedaje to jedno mieszkanie to coś w nim musi być nie tak skoro jeszcze nie zeszło. Na bank jakiś problem – coś zalewa, lub się sypie albo na pewno z widokiem na śmietnik.
…
[kolejny wieczór]
– Anka, ja tu czegoś nie kumam… pokazują te mieszkania a tu na żadnym zdjęciu nie widać bloku ani osiedla – no skąd ja – „Niewarszawiak” mam wiedzieć, czy tam jest fajnie i czy tam właśnie chcę mieszkać? Szkoda czasu na bieganie po takich ofertach, skoro to może być fajne wnętrze na betonowym osiedlu i sąsiad 4m od okien. Poza tym ani widoku klatki schodowej, ani nawet balkonu. A w jednej ofercie to nawet okna były rozmazane i rolety przebazgrane w photoshopie na czarno jakbym to po roletach miał zdecydować, że tego mieszkania nie kupię.
…
[i kolejny wieczór]
– Tomek – rzuć już te mieszkania i chodź do mnie!
– O czym Ty mówisz! Szlag mnie tu trafia a Ty się przymilasz?! Klikam już chyba w milionowy link do oferty i mnie ponosi – ileż razy można pokazywać te same mieszkania!? Czy ja mam czas i nerwy to filtrować?! Jakiś burdel jest w sieci niewyobrażalny, albo portal nawala i kopiuje wszystko! Jak ja mam tę Warszawę przeszukać – skoro już tyle czasu zmarnowałem na oglądanie ofert w necie! A co dopiero jeżdżenie po mieście? – już mi słabo na samą myśl! A pewnie ponad połowa tych ofert jest już do odrzucenia – ale zostawiam je, bo piszą – „ładny widok za oknem” – to czemu do cholery go nie pokażą!? Te, co to w opisie jest, że „zadbane nowe osiedle” też zostawiam, ale mogliby pokazać choć jedną fotkę tej „ładności”. O tym ścisku – nowym osiedlu koło nas gdzie sąsiad sąsiadowi patrzy do garnków też widziałem gdzieś opis, że piękne. A ja mam cały czas poczucie, że mnie omija jakaś fajna okazja!
…
[i znów kolejny wieczór…]
– Tomek, mamy co oglądać w tej Wawie?
– A chcesz się pokłócić?!
– To już nie mogę zapytać?
– Nie!!!
– Coś Ty taki nerwowy?
– Bo już Tobie oddaję szukanie tego mieszkania – Ty masz więcej czasu! A tak przy okazji – grzebanie w tym śmietniku to brak szacunku dla poszukujących!!
– Kochanie… a widziałeś nasze mieszkanie na sprzedaż w sieci?
– Nasze? A co? Zaraz sprawdzę.
[po kilku minutach…]
– CO?? Jedenaście linków na jednym portalu do naszego mieszkania!? Co za burdel! Co to za strona z ofertami? Jaki śmietnik!
– A widziałeś zdjęcia?
– Na żadnym nie ma naszego tarasu!!! A mamy największy w całym bloku! I nawet nie jest napisane, że to jest nasz blok – a to przecież jedyna taka nowa plomba w okolicy! Wszystkie atuty ukryte!!! Nie kumam!
– A wiesz czemu nikt nie powiesił banneru? – drąży dalej Anka
– No właśnie… Ale wracając do ofert w sieci – po co aż tyle linków i do tego z niepełnymi danymi? Powinno być raz, ale porządnie!
– To „oddech konkurencji na plecach” Kochanie, który nam zafundowałeś zlecając kilku agencjom sprzedaż… podobno od nadmiaru głowa nie boli 😉 Jutro już ja dzwonię do Pani Kasi, z agencji za rogiem z info, że chcemy żeby tylko ona to prowadziła.
…
[o tym jak prowadzenie oferty nieruchomości „na wyłączność” wpływa na skuteczność można pisać wiele – będzie na to miejsce w kolejnych wpisach :)]